swiat.newsweek.pl/george-friedman--staniecie-sie-potega--artykul-z-200...
Polecam też tą pozycje.
lubimyczytac.pl/ksiazka/54796/nastepne-100-lat-prognoza-na-xxi-wiek
Wszystko puki co się zgadza.
Jest tylko kwestią czasu, kiedy rosyjskie wpływy zdominują Kijów - mówił pięć lat temu "Newsweekowi" amerykański politolog George Friedman. Jego zdaniem w obliczu odbudowy imperialnej potęgi Rosji Polska będzie musiała wyrosnąć na mocarstwo.
Newsweek: W książce „Następne 100 lat” wieszczy pan Polsce przyszłość europejskiego mocarstwa. Większość Polaków na wizję naszej wielkości reaguje raczej śmiechem.
George Friedman: Największym problemem Polski jest właśnie to, że nie zdajecie sobie sprawy z własnej siły. Musicie wreszcie przestać umniejszać swoją rolę. Polska gospodarka zajmuje 18. miejsce na świecie i ósme w Europie. Polacy nie tylko o tym zapominają, lecz na dodatek niezmiennie postrzegają siebie jako ofiary. Nie widzą gospodarczej siły swojego kraju i jego potencjalnej potęgi militarnej. Kiedy mówi się im: „Wasz kraj już jest ważnym graczem w Europie, a stanie się jeszcze ważniejszy” – nie mogą się nadziwić, że ktoś może w ogóle w ten sposób o Polsce myśleć.
Newsweek: Od drugiej połowy XVIII wieku Polska była wolna bardzo krótko. To wiele tłumaczy…
George Friedman: Wiem o tym. Ale jeśli nie chcecie raz jeszcze popaść w zależność od któregoś ze swoich sąsiadów, musicie nauczyć się podejmować ryzyko, a także odbudować swoją potęgę militarną i pewność siebie. Pewność siebie jest tutaj najważniejsza. Polska została psychologicznie zmiażdżona przez II wojnę światową oraz zimną wojnę. Te wydarzenia sprawiły, że Polacy utracili wiarę w możliwość kontrolowania własnej przyszłości. Polska to kraj, który nie szanuje samego siebie. Patrząc z perspektywy historycznej, konsekwencje takiej postawy były dla was katastrofalne. Jeśli jednak zakaszecie rękawy, do 2050 roku Polska będzie potęgą europejską. Stanie się liderem koalicji, którą Józef Piłsudski nazywał Międzymorzem. Koalicja ta tworzyć będzie najbardziej dynamiczny pod względem gospodarczym i politycznym region Europy.Newsweek: Brzmi obiecująco. Ale jak do tego dojdzie?
George Friedman: Najbliższa dekada upłynie pod znakiem wielkiego konfliktu między Rosją a Stanami Zjednoczonymi. Zimna wojna tylko pozornie rozwiązała kwestię rosyjską. Gdyby Federacja Rosyjska rozpadła się w latach 90., a cały region podzielił się na mniejsze państwa, potęga rosyjska przestałaby istnieć, a wraz z nią zagrożenie, jakie Rosja stanowi dla Europy. Ale tak się nie stało. Dziś Rosja odzyskuje siły. Jest coraz bogatsza, ale nie czuje się wcale bezpieczna. Dlatego już niebawem powróci zasadnicze pytanie: gdzie tak naprawdę leżą jej granice i jakie są jej stosunki z sąsiadami? A zwłaszcza: gdzie będzie przebiegała granica rosyjskich wpływów na Zachodzie? A to oznacza, że Rosja zetrze się z Europą i ze Stanami Zjednoczonymi...
Newsweek: Przecież Rosja doskonale wie, że jest na to zbyt słaba. Co innego patrzeć na amerykańskie kłopoty w Iraku czy Afganistanie albo podgrzewać amerykański konflikt z Iranem i wyciągać z tego własne korzyści. A co innego stawiać na otwarty konflikt, w którym Moskwa nie ma najmniejszych szans.
George Friedman: Musi pan zrozumieć jedno: Rosja po prostu nie ma innego wyjścia niż ekspansja. Rosjanie muszą podjąć próbę odbudowy potęgi, a Stany Zjednoczone muszą im w tym przeszkodzić. Po pierwsze, chodzi o sprawy ekonomiczne. Rosja jest dziś wielkim eksporterem surowców – nie tylko gazu, ale także drewna, zbóż itp. Dla zwiększenia swojej efektywności na rynku światowym Rosjanie są skazani na zacieśnienie współpracy z krajami dawnego Związku Radzieckiego. Aby kontrolować rynek zbóż, muszą współpracować z Ukrainą, aby kontrolować rynek energetyczny, muszą współpracować z Kazachstanem etc. Jesteśmy dziś świadkami procesu częściowej reintegracji eks-ZSRR. W niektórych miejscach proces ten napotyka opór, na Kaukazie czy wśród części społeczeństwa ukraińskiego, ale podstawowa tendencja to odtwarzanie wspólnych instytucji. Po drugie, z punktu widzenia wojskowego przyczyna słabości Rosji jest dokładnie taka sama jak przyczyna słabości Polski – Nizina Środkowoeuropejska. Im bardziej granice Rosji są wysunięte na zachód, tym większe zdaniem Rosjan jej bezpieczeństwo. W roku 1989 Sankt Petersburg dzieliło 1500 kilometrów od wojsk NATO. Dziś jest to mniej niż 150 kilometrów. Dwadzieścia lat temu Moskwa leżała dwa tysiące kilometrów od granicy imperium. Dzisiaj jest to około 300 kilometrów.
Friedman: W krajach postsowieckich narasta konflikt pomiędzy tymi, którzy skorzystali na Zachodzie, a tymi, którzy pragną zacieśnienia więzi z Rosją.
Newsweek: Tak więc w ciągu następnych 10 lat Rosja będzie zapewne bogatsza, ale wcale nie będzie się czuła bezpiecznej?
George Friedman: Właśnie. I dlatego przeznaczy sporą część swoich pieniędzy, aby zbudować siłę militarną dla ochrony własnych interesów. Jej posunięcia będę się wydawały agresywne, choć w rzeczywistości będą defensywne. Istota strategii Moskwy obejmie stworzenie wielkich, głębokich stref buforowych wzdłuż Niziny Środkowoeuropejskiej. Rosja będzie dzielić swoich sąsiadów, manipulować nimi, tworząc całkowicie nowy układ sił w tej części Europy.
Newsweek: Na pierwszy ogień pójdzie Ukraina?
George Friedman: Ukraina jest dla Rosjan wszystkim. Rosja pokonała Napoleona i Hitlera swoją przestrzenią – bez Ukrainy nie ma tej przestrzeni i staje się bezbronna. Decyzja o przyjęciu krajów nadbałtyckich do NATO była dla Rosjan pierwszym sygnałem agresywnych – z ich perspektywy – intencji Zachodu. Kiedy w czasie pomarańczowej rewolucji zaczęto mówić o przyjęciu Ukrainy do Sojuszu, Rosjanie byli już pewni, że intencją Zachodu jest sparaliżowanie Rosji lub rozerwanie jej na strzępy. Rosjanie postrzegali wydarzenia na Ukrainie jako amerykańską próbę dezintegracji Rosji. Szczerze mówiąc, było w tym trochę prawdy. I co zrobili? Za pomocą służb specjalnych podkopali pomarańczową rewolucję, grając na różnicach między prorosyjską Ukrainą Wschodnią i proeuropejską Ukrainą Zachodnią. Nie okazało się to zbyt trudne, bo ukraińscy politycy znaleźli się w kleszczach. Jest tylko kwestią czasu, kiedy rosyjskie wpływy zdominują Kijów.
Friedman: Przed Polską otworzą się gigantyczne możliwości działania, a praktycznie nie będzie miała konkurencji.
Newsweek: Pańskim zdaniem o wszystkim decydują służby specjalne Moskwy? To byłoby chyba zbyt proste.
George Friedman: Jest coś jeszcze: w krajach postsowieckich po transformacji wyłonił się nowy podział klasowy. Nowi oligarchowie dorobili się ogromnych majątków, ale reszta społeczeństwa w żaden sposób nie skorzystała na zmianie. W rezultacie narasta konflikt pomiędzy tymi, którzy skorzystali na nawiązaniu relacji z Zachodem, a tymi, którzy pragną ponownego zacieśnienia więzi z Rosją. W każdym razie kwestia Ukrainy zmierza do nieuchronnego rozwiązania i nie ulega wątpliwości, że wpływy Moskwy będą coraz większe.
Z Białorusią pójdzie jeszcze łatwiej. Ponowne wciągnięcie tych krajów do rosyjskiej strefy wpływów stanie się faktem do roku 2015. A potem, kiedy Rosjanie uporają się z problemami na Kaukazie i w Azji Centralnej, kolejnym celem ich polityki staną się kraje bałtyckie. Zdaniem Rosji kraje te mogą stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa Sankt Petersburga. Rosjanie mogą się pogodzić z neutralnym regionem bałtyckim, ale region bałtycki powiązany z NATO stanowi dla nich zbyt wielkie ryzyko. Prawdopodobnie rozpoczną od tajnych operacji – będą aktywizować rosyjskie mniejszości oraz wszystkie prorosyjskie grupy, które uda im się kupić. Kiedy prorosyjskie rewolty zostaną stłumione przez rządy, Rosjanie najprawdopodobniej odetną gaz, zastosują inne sankcje gospodarcze. A w końcu skoncentrują swoje wojska na granicach...
Newsweek: Kraje bałtyckie są przecież w NATO. To wydaje się stanowić gwarancję ich bezpieczeństwa. Rosja nie zaatakowałaby Gruzji, gdyby ten kraj był już w NATO.
George Friedman: Kiedy agresywne intencje Moskwy wobec tych krajów staną się oczywiste, Ameryka będzie nawoływać do zdecydowanych działań w ramach Sojuszu. Na to nie zgodzą się jednak Niemcy, obawiając się wciągnięcia w konflikt, na który nie mają najmniejszej ochoty. Postawy Francuzów i Brytyjczyków nie możemy przewidzieć, ale nie sądzę, aby te państwa zdecydowały się walczyć o kraje bałtyckie, które nic dla nich nie znaczą. Gdy Polacy dołączali do NATO, postrzegali Sojusz jako gwaranta bezpieczeństwa narodowego.
Dziś NATO nie tylko nie stanowi gwarancji bezpieczeństwa – ba, wręcz stanowi dla Polski zagrożenie. Hamuje bowiem dążenia do budowania własnej potęgi militarnej. Polacy oczekują od Sojuszu jakichś działań, nie dostrzegając jeszcze, że ta organizacja to tak naprawdę wydmuszka. Na dodatek interesy Polski czy krajów Europy Wschodniej bynajmniej nie są tożsame z interesami Niemiec czy zachodniej Europy. Kiedy potęga ZSRR sięgała Niemiec, Belgia czy Holandia były zmuszone wstąpić do NATO. Obecnie jednak granica Rosji przesunęła się o setki kilometrów na wschód, w związku z czym polityka zagraniczna tych krajów całkowicie zmieniła swój charakter.
Friedman: Aby zyskać na takiej współpracy, Polska musi najpierw zainwestować w samą siebie.
Newsweek: Tak więc to na Polskę spadnie główny ciężar konfliktu z Rosją?
George Friedman: Będziecie mieli wówczas do wyboru: stracić suwerenność albo stać się potęgą. Rosjanie będą się spodziewali, że cofnięcie poparcia NATO zmusi Polaków do uległości. Ale wy zareagujecie odwrotnie. Polacy już testowali w przeszłości, czym kończy się wejście w relację z Rosją na zasadzie podległości. Nie będziecie chcieli tego powtórzyć. Polska uwikłana w swój historyczny koszmar zwiąże się bardzo blisko ze Stanami Zjednoczonymi. I to się opłaci – ponieważ wzmocnienie Polski stanie się podstawowym celem amerykańskiej polityki.
Newsweek: Ktoś powiedział, że Polska ma świetną tradycję opierania się na niewiarygodnych sojusznikach. Przed II wojną światową były to Francja i Anglia, po roku 1989 – Stany Zjednoczone. Wystarczy przypomnieć historię tarczy antyrakietowej albo przypadek Gruzji, która popada w coraz większą izolację, aby wybić sobie ten pomysł z głowy. Dlaczego mamy liczyć na Amerykę?
George Friedman: Jak mówiłem, Polska całkowicie utraciła pewność siebie. W związku z tym jedynym pomysłem Polaków na poprawienie swojej sytuacji jest poszukiwanie kogoś, kto dałby wam bezwarunkowe gwarancje bezpieczeństwa. To nie działa w ten sposób. Światowa strategia USA nie polega na udzielaniu jednostronnych gwarancji bezpieczeństwa swoim sojusznikom – w relacje ze Stanami Zjednoczonymi nieuchronnie wplecione jest coś, co nazywamy burden sharing – dzieleniem obowiązków.
Aby zyskać na takiej współpracy, Polska musi najpierw zainwestować w samą siebie. Musi zrozumieć, że współpraca wojskowa z Amerykanami będzie tym lepsza, im np. silniejsza będzie polska armia. Tylko wtedy Amerykanie zdecydują się na masowe transfery technologii militarnych. Polacy powinni pamiętać, jak wiele daje sojusz z USA. W 1950 roku Korea Południowa była bardzo biednym krajem, dziś gospodarka tego kraju jest potężna. W 1950 roku Izrael był bardzo biednym krajem, dziś jest regionalną potęgą...
Newsweek: Nie wiem, czy Polaków tak bardzo kusi los Izraela ze wszystkich stron otoczonego przez wrogów. Ale załóżmy na chwilę, że wszystko pójdzie dobrze. I że Polska stanie się regionalną potęgą.
George Friedman: Rosja nie będzie w stanie i nie będzie chciała zaangażować się w otwarty konflikt zbrojny. Do wojny nie dojdzie. Jednak niezwykle kosztowana rywalizacja ze Stanami Zjednoczonymi, w ramach której Rosji uda się być może zdobyć sojuszników na Bałkanach, jak Serbia czy Bułgaria, a nawet w Europie Środkowej – myślę o Słowacji – w końcu ją wykończy. Załamanie potęgi Rosji zmieni całkowicie polską politykę, która zawsze opierała się na lawirowaniu pomiędzy silną Rosją na wschodzie i Niemcami na zachodzie. Wasz kraj stanie się liderem w regionie. Wśród krajów Międzymorza to Polska jest dominującą potęgą. Posiada również silną kulturę, zbudowaną po części wokół Kościoła, po części wokół romantycznego nacjonalizmu XIX wieku. Dzięki sojuszowi ze Stanami Zjednoczonymi będzie w stanie kształtować Europę Środkową trochę tak jak Izrael kształtuje Bliski Wschód.
Friedman: Będziecie mieli do wyboru: stracić suwerenność albo stać się potęgą
Newsweek: Chce pan powiedzieć, że po upadku Rosji ogromna część obszaru postsowieckiego padnie łupem Polski...
George Friedman: Słabość Rosji sprawi, że dawne części imperium będą poszukiwały wszelkiego rodzaju wsparcia – zarówno gospodarczego, jak i militarnego, ponieważ samodzielnie nie mają szans. Przed Polską otworzą się gigantyczne możliwości działania, a praktycznie nie będzie miała konkurencji. Wraz z osłabieniem zarówno atlantyckiej części Europy, która bardzo długo dominowała, jak i Moskwy, kraje Międzymorza staną się najbardziej dynamiczną częścią Europy – może nie prześcigną państw Europy Zachodniej pod względem bogactwa, ale bez żadnej wątpliwości prześcigną je pod względem dynamiki. Polacy pierwsi zaczną posuwać się na wschód, tworząc strefę buforową na Białorusi i Ukrainie. A zważywszy na panujący tam chaos, będą postrzegani jako obietnica stabilizacji. W rezultacie nastąpi całkowite przekształcenie europejskiego układu sił. Polska stanie się wielkim państwem, które stopniowo będzie odbudowywać XVI-wieczną potęgę. Będzie to okres odrodzenia Polski.